Skip to content
  1. Home
  2. /
  3. 2.0. Zbąszynek
  4. /
  5. 2.17. Wspomnienia ziomków

2.17. Wspomnienia ziomków

Widok z kościoła ewangelickiego w 1931 r.

Kto nie zna przeszłości,

Nie potrafi poprawnie ocenić teraźniejszości

Jak również przyszłości optymalnie zaplanować.

Historia Miejscowości

Byłej gminy Nowy Zbąszyń

– dzisiaj Zbąszynek –

Od jej początków do roku 1945

Prehistoria:

Poprzez Traktat Wersalski, Który Rzesza Niemiecka musiała zaakceptować po przegranej w 1919 roku wojnie, powróciły do nowo powstałej Republiki Polskiej duże części terenów Rzeszy, a mianowicie główna część prowincji poznańskiej i Prus Zachodnich, jak również część górnośląskich terenów przemysłowych. Tak więc powiat Międzyrzecz stał się terenem granicznym.

Poprzez jedno pociągnięcie piórem przez obce mocarstwa, które były przeciwnikami Rzeszy, został rozerwany rozwinięty region. Miasto Zbąszyń dołączono do Polski i przez to zostało okradzione ze swego zachodniego otoczenia.

Połączenia komunikacyjne są rozcięte:

Poprzez nowe pociągnięcie granic powstają po stronie niemieckiej znaczne problemy komunikacyjne. Ponieważ miasto Zbąszyń należy do terenów państwa polskiego, brakowało po stronie niemieckiej odpowiedniego dworca granicznego. Zbąszyń był ważnym węzłem kolejowym. Nie można go już było wykorzystać jakoś stacji ruchu pośpiesznego w kierunkach Frankfurt (n. Odrą) – Poznań – Thorn i Halle – Cottbus – Zbąszyń, jak również Guben – Zbąszyń. Skutkiem tego było to, że dotknięte tym linie dobiegały do granicy bez żadnego punktu wspólnego. Dlatego też zarządzanie liniami kolejowymi musiało zostać na nowo uregulowane.

Nowa stacja graniczna musi zostać utworzona:

Dlatego też zarząd Niemieckich Kolei decyduje się w 1923 roku na budowę nowej stacji granicznej, na ważnej trasie kolejowej Paryż – Berlin – Warszawa – Moskwa. Poza tym muszą zostać do tego dworca dołączone odcięte linie północno – południowe.

Godzina narodzin gminy Nowy Zbąszyń:

Tam, gdzie powstaje węzeł kolejowy, muszą zostać również utrzymane mieszkania dla pracowników kolei, poczty, urząd celny. Bez pociągnięcia granic, już wtedy tak bolesnego dla Niemiec, nie powstałaby nigdy miejscowość Nowy Zbąszyń.

W dniu 04.01.1919. udało się Polakom w Strzyżewie przejąć słabo broniony most na Obarze i tym odznaczyło się przyłączenie Zbąszynia. W odniesieniu do tych wydarzeń ochotnicy z Kręcka i Brudzewa wzmocnili znajdujący się na wschód od dworca most kolejowy nad Obrą. Stało się to w samą porę, ponieważ posiłki pomogły  odeprzeć pierwszy atak na most. Podczas gdy fabryka krochmalu stanęła w płomieniach na skutek wystrzałów armatnich i oczekiwano ataku od strony …… (Weidenvorwerk), przyszedł ten od strony jeziora, zbąszyńscy Polacy poprowadzili atakujących naokoło jeziora.

W liczbie około 850 mężczyzn udało im się podejść pod osłoną tak, że ciężka walka rozpoczęła się wokół dworca, ciężka dlatego, że atakujący Polacy ubrani byli w niemieckie mundury. Walka rozegrała się na korzyść Niemców dzięki użyciu wcześniej pozyskanych dział i przy udziale porucznika Rohledra, przy czym duże straty odniosła ludność cywilna znajdująca się na dworcu i oczekująca na możliwość wyjazdu.

Ten tak ważny dworzec zasilony został, przez kolejne odziały niemieckie, między innymi przez pociąg pancerny, który włączony został do walki.

11.01. Polacy zaatakowali ponownie pod Kopanicą, Strzyżewem i Zbąszyniem; udało im się zająć Kopanicę, podczas gdy pod Strzyżewem i Zbąszyniem zostali oni pokonani. W dniu 18.01.1919 Zbąszyń został ponownie zaatakowany, jednak w międzyczasie nadciągnęła artyleria, z której pomocą udało się odeprzeć atak, jak również wszelkie dalsze ataki. I tym sposobem miasto i dworzec pozostały w niemieckich rękach aż do 17.01.1920, kiedy wszystko musiało zostać oddane Polsce na podstawie decyzji wojsk jej sprzymierzonych.

Poprzez wyznaczenie granic linia kolejowa Zbąszyń – Międzychód dostała się w posiadanie Polski, a to spowodowało, że Trzciel utracił swój leżący na tej linii dworzec.

Decyzja starosty von Meibom, by bronić dworca i utrzymać go bez względu na przebieg wydarzeń, spowodowało, że dostęp Polaków do Odry był przez pewien czas niemożliwy. Już w niedługim czasie stało się jasne, że na miejscu starego i utraconego dworca musi powstać nowy, który przejąłby funkcję dworca granicznego. Powstał on na zachód niedaleko wioski i dóbr Chlastawa. Wraz z nim zaplanowano osiedle Nowy Zbąszyń, aby zapewnić potrzebnemu personelowi warunki do życia i schronienie. Również tutaj było widoczne czynne wsparcie starosty, który wszystko robił, aby w krótkim czasie powołać do życia nową osadę i ją dalej wspierać. Tak więc dzięki prostemu pociągnięciu piórem obcych mocarstw umarł stary Zbąszyń, a dzięki inicjatywie niemieckiej ludności powstało tutaj coś nowego. Do tej miejscowości granicznej przesiedlano wielu ludzi z różnych okolic, którzy pracowali przede wszystkim w różnych placówkach usługowych i byli często przesiedlani. 

Tak więc Nowy Zbąszyń był „najmłodszym dzieckiem” w powiecie i jako takie nie miał możliwości zakorzenienia w nim. Mimo to istnieje duża liczna mieszkańców Nowego Zbąszynia, którzy się tutaj wychowali, których ojczyzną była gmina, i którzy, pomimo ich krótkotrwałych związków z powiatem, są mu wierni.

Duchowym ojcem gminy Nowy Zbąszyń jest z pewnością starosta von Meibom, który wytrwale angażował się i przejął w swoje ręce trudne do rozwiązania problemy, związane z założeniem miejscowości, w ścisłym porozumieniu z odpowiedzialnymi za to placówkami usługowymi kolei, urzędu celnego i wszystkimi, którzy mieli tu funkcjonować. Należy również przypuszczać, że gminy Chlastawa, Kosieczyn, Dąbrówka Wlkp. (Bronikowo) dostały polecenie, aby udostępnić potrzebne tereny.

Za punkt wyjścia obrano mały dworzec, który został nakreślony na wschód, w pobliżu Bronikowa. To tu miały stać pierwsze wagony z materiałami i stąd miały rozpocząć się prace związane z kładzeniem nawierzchni torowej. Na początku lat dwudziestych mieli pomagać nowej gminie przy pracach niektórzy mieszkańcy powiatu. Do mężczyzn „pierwszej godziny” zalicza się obok starosty przede wszystkim przedstawiciela Kolei Niemieckiej Veila, który w ramach swoich obowiązków nadzorował budowę nowego dworca i nawierzchni torowej,
i który poza tym zaangażował się całym sercem w budowę domów mieszkalnych dla pracujących tu urzędników.

Na polecenie starosty kierował jeden człowiek na miejscu wykonywanymi pracami, który zasłużył się jako komisarz okręgu w Trzcielu, gdzie działał od 1905 roku. Był to radca policji Richard Burger, który obchodziłby w 1971 roku swoje setne urodziny, gdyby nie podzielił losów swoich rodaków z Niemiec Wschodnich w 1945 roku i nie zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.

Znany wcześniej ze swojej działalności w Trzcielu, był on odpowiednim człowiekiem na miejscu, aby zrealizować plany. Do niego należało najtrudniejsze zadanie pozyskiwania terenów, zakwaterowania wielu nieodzownych robotników i jeszcze więcej. To on przeniósł siedzibę swojego urzędu okręgowego do Kosieczyna, aby być bliżej swojego zadania i aby stąd prowadzić i kierować sprawami.

Kompetentnymi planistami publicznego sektora budownictwa i budowy byli budowniczy powiatowy Zollner, a po nim pan Schmidtke. Obok zapotrzebowania na mieszkania istniało również zapotrzebowanie na szkoły, sklepy, restauracje i kościoły. Wszystkie one musiały zostać zaplanowane i dopiero na podstawie planu można było budować, by mogły później służyć danym celom.  Tak więc byli ci mężczyźni „pierwszej godziny” połączeni silnie ze swoją pracą. Radca policji Burger nie mógł rozstać się, nawet po przejściu na emeryturę, ze swoim najmłodszym dzieckiem i osiedlił się na starość w Dąbrówce Wlkp., skąd obserwować mógł rozwój tej gminy.  Tutaj również zanika ślad po nim.

Tak powstała, z potrzeby czasu urodzona, gmina, która stała się przy granicy Rzeszy dokumentem niemieckich działań. Jak wszystko się zakończyło, nie minęło jeszcze 25 lat od momentu narodzin Nowego Zbąszynia i jak bardzo służyła ta gmina przy jej opuszczaniu i ponownym zasiedlaniu, przez swój porządek i czystość, jako wizytówka niemieckiej pilności i pracowitości. Na pewno dzisiaj, przy użyciu nowoczesnych metod budownictwa przy u nas stosowanych możliwościach masowego wykorzystania wszystkich środków, mogłoby to przebiegać znacznie szybciej. Jeżeli weźmie się pod uwagę ówczesne środki i możliwości, to trzeba dzisiaj powiedzieć, że włożono tutaj wiele wspaniałej pracy. Również znaczny udział w rozwoju tej gminy miał jej pierwszy burmistrz Arthur Steinke. Nie wystarczyło przecież wybudowanie domów, placów, ulic i kościołów, nawierzchni towarowych i pozostałych urządzeń, musieli tu być również ludzie, którzy wypełniali to miejsce życiem, którymi właśnie byli pierwsi mężczyźni tego czasu, oni później kształtowali ducha, charaktery mieszkańców, oraz ci, którzy poprzez swoją popularność byli idolami wspólnego życia nowej gminy. Nazwiska jak von Meibom, Burger, Veil, Zollner, Steinke, Schmidtke pozostaną w pamięci tych kobiet i mężczyzn, których plany powołały do życia.

Były mieszkaniec Zbąszynka, Wolf-Dieter Nowak z Manschnow, zabrał głos:

Urodziłem się w 1935 roku w bezpośrednim sąsiedztwie pięknego budynku dworca i mieszkałem tam do końca stycznia 1945 roku. Byłem zafascynowany koleją, często wyglądałem przez okno na dworzec pasażerski. Moja matka kiedyś wpadła w kłopoty, ponieważ w wieku trzech lat wbiegłem na dworzec, wszedłem na peron i wsiadłem do pociągu „LUX” do Warszawy. Uwielbiałem podróżować pociągiem, i tak jest do dziś. Wsiadłem do pociągu bez przeszkód, ale moja matka, która chciała mnie „złapać”, została początkowo zatrzymana. W końcu to był peron graniczny.

W styczniu 1945 roku, w siarczystym mrozie, Przechodziły tędy szlaki uchodźców, stacja była stale oblegana przez ludzi próbujących uciec. Potem nadeszła nasza kolej. Mama poszła ze mną na stację, aby udać się na zachód, mój ojciec zginął w Rosji w 1943 roku. Dwie lokomotywy ciągnęły, jedna pchała jeden z ostatnich pociągów. Do Frankfurtu nad Odrą dotarliśmy dopiero następnego wieczoru, poza tym pociąg ekspresowy jechał dobrą godzinę.

Dopiero w 1972 roku zobaczyliśmy ponownie Zbąszynek. Nie wydawał się już tak piękny jak nowy, ale to był dawny dom. Przejechaliśmy przez wszystkie ulice i weszliśmy do szkoły, w której spędziłem prawie trzy lata. Wciąż pamiętam dyrektora Skowrońskiego. Moją pierwszą nauczycielką była pani Fingas, która również jechała z nami pociągiem ewakuacyjnym.

Myślę, że te opisy naszego życia są źródłem siły, która pomaga nam zawsze czuć więź z ojczyzną.

CHRISTEL LÜTZEN, z domu Krapp, z Wachtberg-Villiprott, pisze:

Ostatnie pozdrowienia ze Zbąszynka, z dużym wkładem zainspirowały mnie do napisania czegoś o tym miejscu.

Jestem, że tak powiem, „rodowitym” mieszkańcem Zbąszynka, ponieważ urodziłem się 24 grudnia 1925 roku przy Kilińskiego 1. Kilińskiego była pierwszą ukończoną ulicą, a ponieważ mój ojciec pracował wówczas w dziale budowlanym inspektora budowlanego Veila, przydzielono mu dom numer 1. Mogę więc śmiało powiedzieć, że jestem pierwszą dziewczynką urodzoną tam jako dziecko w Zbąszynku. Zostałem ochrzczona w Chlastawie przez pastora Kunerta, ponieważ w Zbąszynku nie było jeszcze kościoła. Później, gdy szkoła została zbudowana przez kolej, mój ojciec został dozorcą i tam się przeprowadziliśmy. Tam urodził się mój brat.

Przez pierwsze kilka lat otrzymywaliśmy od kolei darmowe bilety na przejazd koleją, ponieważ mój ojciec był jeszcze pracownikiem kolei. Szkoła była bardzo nowoczesna. Można było do niej uczęszczać od „pierwszego roku życia”. Była kuchnia dla dziewcząt i warsztat stolarski dla chłopców. Przede wszystkim mieliśmy dużą salę gimnastyczną z całym nowoczesnym sprzętem. Kiedy dzieci były spocone po gimnastyce, szły do ​​sąsiedniej sali. Było tam 12 pryszniców i wanna, a do domu wracało się czystym i odświeżonym. Ponieważ na początku w Zbąszynku nie było kościoła katolickiego, mój ojciec zawsze urządzał salę lekcyjną do odprawienia mszy. Ojciec Abendrot z Kosieczyna odprawiał wtedy mszę. Co roku na Boże Narodzenie mój ojciec otrzymywał kosz prezentowy z winem, orzechami i jabłkami, z czego bardzo się cieszył.

W sali gimnastycznej obchodzono karnawał. Odbywały się duże bale maskowe. Przyjeżdżało też wielu ludzi z okolicznych wiosek. Przyjeżdżali saniami konnymi. My, dzieci, zawsze świetnie się bawiliśmy. Kiedy Zbąszynek uzyskał samodzielność, mój ojciec był pracownikiem gminy. Nie było już więc bezpłatnych przejazdów. Później na strychu szkoły powstało schronisko młodzieżowe. Moja mama musiała gotować. Czasami stała tam balia pełna grochówki.

Nadal czuję więź z moim rodzinnym miastem i jeżdżę tam raz w roku od 1970 roku. Teraz znalazłam dobre miejsce na pobyt w Lutolu Mokrym u burmistrza Golka. Jestem tam w bardzo dobrych rękach. Pozdrawiam wszystkich nowych mieszkańców Zbąszynka.

Profesor Joachima Veil ze Stuttgartu, syn „ojca Zbąszynka” pisze:

Chociaż opuściłem Zbąszynek jako dziecko i dlatego mam niewiele wspomnień z tego miejsca, zawsze bardzo interesują mnie relacje z tej miejscowości, gdzie mieszkali moi rodzice.

Moja mama dwa razy, w 1936 roku i razem ze mną w 1943 roku, miała okazję ponownie zobaczyć to miejsce. Zmarła w 1963 roku, wierząc, że dzieło życia jej męża zostało całkowicie zniszczone przez ciężkie walki wokół węzła kolejowego.

Nasza matka również bezskutecznie próbowała nawiązać kontakt z dawnymi przyjaciółmi. Dlatego wielokrotnie szukała informacji na pierwszych spotkaniach wysiedleńców po wojnie. Zawsze bezskutecznie.

Dopiero dzięki przypadkowemu spotkaniu udało mi się nawiązać kontakt z byłymi mieszkańcami Zbąszynka. Za pośrednictwem Brunona Hecke, ostatnio z Hanoweru, wróciłem do Zbąszynka po raz pierwszy w 1980 roku i zastałem to miejsce prawie nienaruszone. Drzewa na Placu Wolności urosły do ​​tego czasu ogromne.

Na zdjęciach, które zostawiłem, nadal są małe, świeżo posadzone! Chciałbym skorzystać z okazji i podzielić się z Państwem kolejnym zdjęciem z inauguracji stacji Neu Bentschen. Honorowe dziewice, tak pięknie opisane w artykule prasowym z 20 listopada 1925 roku.

Mógłbym również udostępnić całą serię zdjęć z czasów, gdy Zbąszynek  powstawał.

Niestety, nie mam żadnych osobistych znajomych z miasta mojego dzieciństwa. Tym bardziej żałowałem, że niektórzy z byłych mieszkańców najwyraźniej odłączyli się od swojej rodzinnej dzielnicy. Jednak zachowanie pamięci jest dla mnie ważne, ponieważ mogę tam prześledzić dzieło życia mojego ojca. Po odkryciu w 1980 roku cmentarza, na którym mój ojciec był jednym z pierwszych pochowanych, grób był w bardzo złym stanie, tym bardziej ucieszyłem się, że w 1990 roku, teren wokół grobu, był wyjątkowo dobrze utrzymany. Mam nadzieję, że uda mi się ponownie odwiedzić Zbąszynek w przyszłym roku (1998).

Wizyta w 1990 roku była dla mnie szczególnie piękną, z zaskoczeniem odnowionym cmentarzem, którego pośrodku wciąż stoi granitowy kamień podarowany przez społeczność i klub gimnastyczny.

Nie szkodzi nam, że brązowy napis na pomniku zaginął w powojennym  chaosie. Widzimy ten nagrobek jako symbol wszystkich nagrobków mieszkańców Zbąszynka, których już nie ma.

 

Eva Maria Lebéus, z domu Nothdorf, była mieszkanka Zbąszynka, pisze o Zbąszynku w swojej biografii. Wydanej pod tytułem „Eva-Maria”.

sentymentalny.com

Zbąszynek, kolej i ja

Czyli podróż w sentymentalne klimaty

Miłosz Telesiński – Zbąszynek – 2021

Znajdziesz mnie tutaj