Jedną ze stacji, na której byłem chyba pierwszym odwiedzającym okazały się Trakiszki, gdzie zawitałem w czerwcu 1987 roku. Zawiadowca Pan Puczyłowski Czesław, oraz pracownik stacyjny Pan Kaszkiel byli nieufni podejrzewając kogoś “niepewnego”. W biurze zawiadowcy, pod starym biurkiem stała pilnie strzeżona „skrzynia wojskowa” z planami stacji, co jeszcze było, to mi już nie powiedziano. Mimo to gdy się wylegitymowałem, pozwolili mi zrobić zdjęcia budynku. Zawiadowca opowiedział mi historię tego miejsca od czasów powojennych.
Drugi raz dotarłem tutaj razem z przyjacielem w marcu 1988 roku, tutaj była jeszcze głęboka zima. Potem w marcu 1989 roku, dotarłem do tego miejsca w zimową mgłę oraz Potem już ostatni raz w 1990 latem razem z moją mamą. Był wtedy „wielki remont” budynku stacyjnego, rozebrany dach, zerwana blacha i usuwanie glinianego wypełnienia, co miało być realizacją poleceń konserwatora zabytków i walką z wilgocią. Podczas trzech pierwszych wypraw, pociąg był prowadzony przez parowóz, następne po upływie niewielkiego czasu, ruch przejęły lokomotywy SP45. Może jeszcze kiedyś po latach uda mi się tutaj dotrzeć, to jednak drugi koniec Polski.
Ostatni raz byłem tutaj w lutym 1996 roku, gdy romantyczny zielony od lat dworzec przemalowany był już na brązowo, a część starych obiektów rozebrana. Był już nowy zawiadowca, a Pan Czesław Puczyłowski zatrudnił się w firmie sprzątającej dworzec, był na emeryturze. Po ostatnich odwiedzinach stosunek do romantycznej stacyjki, która przerodziła się w przejście graniczne i przemyt, nie było już takie, jakie pozostało u mnie na zawsze w pamięci, z czasów, gdy pociąg tu nawracał w kierunku Suwałk.