Skip to content
  1. Home
  2. /
  3. 2.0. Zbąszynek
  4. /
  5. 2.16. Pierwsi mieszkańcy

2.16. Pierwsi mieszkańcy

Friedrich Veil - pamiątkowe fotografie rodzinne.

Friedrich Veil

Duchowy spadek przodków, którzy przybyli jako uciekinierzy z powodu wyznania z terenów Salzburga do Wirtenbergii, stanowił podstawę poczynań Friedricha Veila. Urodzony dnia 17.06.1889 roku w Crailsheim odznaczał się już wtedy jako młody człowiek gotowością do działania, otwartością i obowiązkowością. Miejsce pracy jego ojca, jako kierownika warsztatów naprawczych lokomotyw Wirtemberskich Kolei Państwowych, umożliwiało mu już wcześnie kontakt z koleją i również ze względu na to nasuwały mu się studia budownictwa inżynieryjnego i techniki kolejnictwa. Po znakomitym ukończeniu nauki na Politechnice w Stuttgarcie wstąpił Friedrich Veil w służbę Dyrekcji Kolei Niemieckiej w Stuttgarcie, skąd został ten ceniony młody współpracownik zaciągnięty w niedługim czasie na pierwszą wojnę światową. Wielokrotnie odznaczony i kilkakrotnie zraniony wrócił po wojnie do Stuttgartu jako dowódca jednostki artyleryjskiej, ale pod wpływem ograniczonej możliwości nie znalazł pełnej satysfakcji na starym miejscu pracy. Tym sposobem przeniósł się dobrowolnie do Wschodniej Dyrekcji Kolei we Frankfurcie nad Odrą; a Kostrzyn i Piła stały się pierwszymi przystankami jego pracy. Tu sprowadził ze Szwabii towarzyszkę swego życia, Charlottę Veil, z domu Klopfer. Otwarta na innych, lubiąca muzykę oraz zacisze ogniska domowego, uzupełniała w idealny sposób swojego męża i mogła zorganizować mu odpowiednie warunki życia, również w miejscu jego ostatecznego działania, w Nowym Zbąszyniu. Tak zatem rozwinął się obok służbowej pracy radcy kolei Veila, również społeczny ośrodek nowej gminy w jego życiu osobistym.
Poprzez bezinteresowne zaangażowanie pomógł Friedrich Veil przy tym, aby z wykreślonego na papierze nowego osiedla można było stworzyć prawdziwą przestrzeń życiową dla tutaj mieszkających i pracujących. Nie było mu dane przeżyć całkowitego ukończenia dzieła. To obciążenie, które wykraczało poza normalny dzień pracy, to zaangażowanie całej jego osoby, które ciągle poświęcone było sprawom Nowego Zbąszynia, doprowadziło do ciężkiej choroby, której przyczyny sięgają z pewnością lat wojny.  Zmarł 25.04.1929 w Międzyrzeczu jako przyświecający przykład człowieka energicznego, obowiązkowego i  dobrego.

Żona jego zmarła w roku 1964 na skutek ciężkiej choroby, po tym jak syn jej mógł przeżyć zawodowe początki, zgodne z wolą ojca.  Jej życzeniem był spoczynek u boku męża w ich ukochanej ojczyźnie, nie mogło być niestety spełnione.

Niezapomniany Nowy Zbąszyń

Wspomnienia mieszkanki NEU BENTSCHEN, p. Helene Friedrich

Jak mogłabym napisać artykuł o Nowym Zbąszyniu, o miejscu, w którym spędziłam najszczęśliwsze lata mojego życia, bez zagłębiania się w wygląd zewnętrzny tej małej miejscowości.
Można by było określić Nowy Zbąszyń mianem „miasta ogrodów”, ponieważ każdy mieszkaniec miał przy swoim domu ogród. Pięknie utrzymane i do perfekcji doglądane znajdują się one w mojej pamięci, dokładnie tak jak widok,  który oferował Nowy Zbąszyń podczas kwitnięcia drzew owocowych, którego nigdy nie zapomnę. Był to cudowny widok, gdy można było zobaczyć wszystkie te przez wiele lat rosnące drzewa owocowe w pełnej ich okazałości. Jednak stawało się to stopniowo tak piękne, ponieważ kiedy wraz z moim mężem przybyliśmy w grudniu 1927 roku do Nowego Zbąszynia, wiele znajdowało się jeszcze w budowie. Położono chodniki, a w ogródkach przed domami zasadzano żywopłoty. Nie mieliśmy jeszcze kościoła, a Msza św. odbywała się w baraku. Nie było również hotelu „Deutsches Haus” („Niemiecki dom”). Wszystkie imprezy przeniesione były do salo gimnastycznej, która musiała również służyć jako sala taneczna. Sala ta stanowiła lewe skrzydło dużego budynku szkoły, który wraz ze swymi  klasami i całym wyposażeniem powodował, że serce niejednego pedagoga biło szybciej.
To co zostało w późniejszym czasie pozytywnie odebrane to uruchomienie dworca ruchu osobowego. Wcześniej musieliśmy mianowicie w przypadku wyjazdu udawać się na dworzec w Kosieczynie, co szczególnie w zimie nie było zbyt przyjemne, a tym sposobem zyskaliśmy teraz połączenie  z „dużym światem”. Stale jeździły pociągi we wszystkie kierunki, również życie kulturowe w Nowym Zbąszyniu rozwijało się coraz to bardziej. Pamiętam jeszcze założenie koła teatralnego, którego liczba członków nagle tak wzrosła, że nasza miejscowość  uwzględniona została w repertuarze zespołu artystów. Każde przedstawienie było wykupione, a każdym przypadku wszystko rozwijało się pomyślnie.
Wtedy to przyszła ta nieszczęsna wojna, której straszny koniec przyniósł nam wiele cierpień, a na końcu zmusiła nas do opuszczenia Nowego Zbąszynia.
Przez długi czas odbywałam, wraz z wieloma innymi kobietami, służbę na dworcu w Nowym Zbąszyniu. Jednym z wielu epizodów, który podczas niej przeżyłam, utkwił mi w szczególności w pamięci. Gdy pewnego popołudnia rozpoczęłam służbę, zastałam w naszej poczekalni młodą płaczącą kobietę. Co się stało? Otrzymała telegram od swojego męża, który jako żołnierz stacjonował w Polsce, z prośba, aby natychmiast przyjechała, ponieważ znajdował się on krótko przed wyjazdem na wschód . Po otrzymaniu tej wiadomości załatwiła sobie najszybciej jak mogła potrzebne dokumenty i udała się z zachodu w podróż. Do Nowego Zbąszynia wszystko przebiegało gładko, ale w momencie gdy chciała tutaj wsiąść do pociągu w kierunku Zbąszynia, okazało się, że na jednym z dokumentów brakowało ważnej adnotacji, o której w pośpiechu zapomniano. Co teraz? Straż dworcowa zgodnie z przepisami nie mogła jej pozwolić na dalszą podróż. Wysłano tę biedną kobietę do komisarza w Kosieczynie. Ponieważ go nie zastała, wróciła całkowicie zniechęcona. Taka wyglądała sytuacja, gdy zjawiłam się na dworcu. Zastanawialiśmy się gorączkowo, czy nie można by było znaleźć innego rozwiązania. Wtedy to przyszedł mi dobry pomysł na myśl: być może mógłby nam pomóc burmistrz, pan Skowroński. Czas leciał, a ostatni pociąg, którym ta młoda kobieta mogłaby pojechać, odjeżdżał przed godziną 18:00, a w międzyczasie była już prawie 17:00.  A zatem w drogę do burmistrza! Tutaj dowiedzieliśmy się, że burmistrza już nie ma, a wiec dalej do jego prywatnego mieszkania! Dzięki Bogu, był w domu! Miałam od razu przeczucie, że będzie mógł nam pomóc, i zgadłam; po tym jak opowiedziałam mu o wszystkim, wystarczył jeden telefon do Kosieczyna, aby obiecano otrzymanie tak z utęsknieniem oczekiwanej adnotacji. Wszystko musiało przebiegać szybko, komisarz chciał wyjechać a odjazd pociągu zbliżał się coraz bardziej. Pani Skowrońska dała naszej podopiecznej jeszcze ciasto na drogę, po czym popędziliśmy na dworzec, ta młoda kobieta musiała przecież jeszcze jechać do Kosieczyna. Gorączkowo czekaliśmy na jej powrót, ponieważ pociąg miał w każdej chwili nadjechać. Być może mąż jej wyruszy już następnego dnia, i nie zobaczy go wcale! Przekazałam już na blokadę, żeby ją natychmiast przepuszczono, i aby ta biedna kobieta nie wsiadła z emocji do niewłaściwego pociągu. Wreszcie zobaczyliśmy postać biegnącą w naszą stronę, w sukience w biało – niebieskie groszki z przekrzywionym kapelusikiem z woalką. W ostatnim momencie wsiadła całkowicie wyczerpana, ale szczęśliwa kobieta do przedziału odjeżdżającego pociągu. – Spotkała swego męża, wyruszył trzy dni później, a ona wróciła przez Nowy Zbąszyń do domu. Ja sama nigdy już jej nie widziałam, ale przekazała pozdrowienia i najserdeczniejsze podziękowania kobietom, które w ten dzień pełniły służbę, dla wszystkich, którzy jej pomogli.
W cichych chwilach wyobrażam sobie często, jak mogłaby być, gdyby wszystko, co wydarzyło się od 1945 roku, byłoby tylko złym snem. My moglibyśmy się obudzić i być znów w Nowym Zbąszyniu, połączeni z naszymi ukochanymi.

Zbąszynek, kolej i ja

Czyli podróż w sentymentalne klimaty

Miłosz Telesiński – Zbąszynek – 2021

Znajdziesz mnie tutaj